Dzisiaj o naszym Antosiu i Jego wyczynach w poszukiwaniu „szczęścia”. Od kiedy pamiętam Antoś miał sokoli wzrok, zawsze wypatrzył na podłodze zatyczkę od kolczyka, mikro klocek, szpilkę, czy inny drobiazg, którego nikt z rodziny nie umiał znaleźć. My, tzn. rodzice popchnęliśmy Go nieświadomie do poszukiwania szczęścia.
… Antoś miał wtedy 7 czy 8 lat, byliśmy na wczasach nad morzem i jak to się zdarza pogoda była marna, dziewczynki bawiły się razem , a Antoś nie dawał nam ani chwili spokoju. W pewnym momencie wymyśliliśmy, że Tata z Nim pogra, ale jak przyniesie nam czterolistną koniczynę. Zdawało nam się, że jesteśmy strasznie chytrzy, ale nic bardziej mylnego, bo Antoś wrócił do nas za niecałe 3 min. trzymając dwie czterolistne koniczyny.
Tak to od tego momentu znajduje co jakiś czas takie szczęśliwe cacuszko.
Niestety część nam się pokruszyła, albo zagubiła, więc zaczęłam te skarby laminować. Pierwszą partię 16 koniczyn zalaminowałam kilka miesięcy temu- były to wszystkie zachowane dotychczas skarby.
Drugą turę laminowania chcę wam tu pokazać. Te które są oddzielone kreską znalazła Marysia – tak dla informacji jedną ma pięciolistną (a ja nie znajduję słów, żeby to skomentować)
Nie byłoby w tej opowieści nic dziwnego, gdyby nie to, że w tym sezonie (a przecież koniczyna nadal jeszcze rośnie) nasz Antoś znalazł już 54 czterolistne koniczyny.
… może powinniśmy Go wystawić w Wielkiej Pardubickiej i postawić na Niego wszystkie oszczędności?…
Mam nadzieję,że te koniczynki zapewnią Wam wszystkim szczęście na długi czas 🙂
Ja też na to liczę